Gdy sędzia za zamkniętymi drzwiami rozpatrywał jego wnioski, na korytarzu rozbrzmiewał "Anioł Pański". Proces Grzegorza Brauna od pierwszych chwil zamienił się w polityczno-religijny happening, jakiego Polska jeszcze nie widziała.
Modlitwy i śpiewy na korytarzu. Tak wyglądał proces Grzegorza Brauna
Poniedziałkowa rozprawa 8 grudnia 2025 roku w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Pragi Południe zamieniła się w istne show, jakiego mury tej instytucji dawno nie widziały. Gdy sędzia ogłosił kilkugodzinną przerwę, by rozpatrzyć wnioski oskarżonego, Grzegorz Braun postanowił zagospodarować ten czas w nietypowy sposób. Wraz ze swoją świtą zamienił sądowy korytarz w miejsce nabożeństwa.
Pracownicy sądu i petenci, którzy tego dnia mieli do załatwienia swoje sprawy, musieli przecierać oczy ze zdumienia. Zamiast powagi i ciszy, które zwykle panują w gmachu sprawiedliwości, po korytarzu niosły się głośne modlitwy. Na tym jednak się nie skończyło. Chwilę później po korytarzu rozniosły się dźwięki pieśni "Maryjo, Królowo Polski". Kuriozalne sceny, które rozegrały się tuż pod salą rozpraw, stanowiły szokujący kontrast dla powagi miejsca, w którym decydowały się prawne losy polityka.
Następna część procesu 12 stycznia o godz. 9. Dziś było wesoło, pobożnie i gromko (odśpiewaliśmy chyba z 25 minut muzyki), a potem to już jedyny w Polsce Uniwersytet Żydoznawczy, gdzie @GrzegorzBraun_ był wykładowcą, a Wysoki Sąd lektorem. I to wszystko za darmo, tego nigdzie nie… pic.twitter.com/J6g9nrA3Kr
— Piotr Heszen (@PiotrHeszen) December 8, 2025
Gaśnica, atak na Szumowskiego i zniszczona choinka. Za co sądzony jest Braun?
Spektakl na korytarzu to jedno, ale powody, dla których Grzegorz Braun w ogóle stanął przed sądem, są równie barwne. Jednak sejmowy incydent z gaśnicą to zaledwie wielki finał całej kolekcji wyczynów europosła, które prokuratura zebrała w jeden, obszerny akt oskarżenia. Lista jest długa i obejmuje jego tournée po Polsce.
Na czele stawki jest oczywiście wtargnięcie do Narodowego Instytutu Kardiologii i atak na byłego ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Dalej mamy zniszczenie mienia w Niemieckim Instytucie Historycznym, a na koniec, niczym wisienka na torcie, zdemolowanie bożonarodzeniowej choinki w krakowskim sądzie. Łącznie politykowi postawiono aż siedem zarzutów, za które grozi mu kara od grzywny po pozbawienie wolności.
"Chlubię się tym". Braun nie ma sobie nic do zarzucenia
Mimo ciężaru zarzutów, Grzegorz Braun nie zamierza okazywać skruchy. Na salę sądową wszedł ze słowami "Szczęść Boże wysoki sądzie", a zaraz potem rozpoczął prawną batalię. Nie przyznał się do winy, a wręcz przeciwnie.
Nie przyznaję się do winy, chlubię się tym, że mogłem występować w interesie moich rodaków
- stwierdził polityk, dodając, że "nie ma wątpliwości, iż to proces polityczny". Swoją strategię obrony oparł na próbie podważenia składu sędziowskiego i prokuratorskiego, składając wnioski o wyłączenie sędziego Marcina Brzostko, którego nazwał "neosędzią", oraz prokuratora Artura Wańdocha.
x.com/PiotrHeszen
Taktyka Brauna, obliczona na zamianę procesu w polityczny manifest, spotkała się z chłodną i ironiczną reakcją drugiej strony. Prokurator Artur Wańdoch wprost nazwał wniosek o wyłączenie sędziego "absurdalnym". Prawdziwą bombę odpalił jednak mecenas Krzysztof Stępiński, pełnomocnik oskarżycieli, który z kpiarskim uśmiechem wytknął Braunowi nagłe zainteresowanie europejskim prawem.
Nagle okazało się, że Braun powołuje się na orzecznictwo europejskie, gdyż "ratuj się kto może", bo zapachniało wyrokiem
– drwił adwokat, kwitując swoje wystąpienie dosadnym przysłowiem: "Jest takie przysłowie: jak bida, to do Żyda".
Pikieta, transparenty i "szeroki front gaśnicowy" przed budynkiem
Show Grzegorza Brauna nie ograniczało się jedynie do wnętrza sądu. Od samego rana przed budynkiem trwała manifestacja jego zwolenników, która miała wszelkie znamiona starannie zaplanowanego politycznego happeningu. Uczestnicy, wyposażeni w polskie flagi i transparenty, odśpiewali Rotę i odmówili różaniec, tworząc atmosferę oblężonej twierdzy.
Wśród haseł wyróżniał się baner z symbolem gaśnicy i napisem "szeroki front gaśnicowy", nawiązujący do słów samego Brauna, który przekonywał, że proces ma na celu "zniszczyć zdolność bojową Konfederacji" w drodze "do eurokołchozu". Okolice sądu zabezpieczono barierkami i radiowozami, a zwolennicy polityka uznali cały proces za "pokazówkę" i atak polityczny, mający na celu wyeliminowanie ich lidera z życia publicznego.