Konflikt na linii Minister Sprawiedliwości – Sąd Najwyższy wymknął się spod kontroli i grozi paraliżem państwa. Adam Bodnar i sędziowie SN idą na otwartą wojnę, rzucając publicznie oskarżenia o łamanie prawa i manipulacje. Obie strony okopały się na swoich pozycjach i nikt nie zamierza ustąpić. Ten spór rozlał się już z sal sądowych na ulice, gdzie dochodzi do ostrych kłótni, a Polska znów jest podzielona.
Od tego wszystko się zaczęło
Wszystko zaczęło się tuż po wyborach prezydenckich 2025, gdy do Sądu Najwyższego spłynęła lawina ponad 54 tysięcy protestów. Sąd, ustami prezes Małgorzaty Manowskiej, szybko skwitował, że większość to tzw. "giertychówki" – masowo kopiowane wzory, które wyrzucono do kosza jako niespełniające wymogów.
Jednak prawdziwa afera tykała gdzie indziej. Kluczowe stało się pytanie: kto w ogóle ma prawo te protesty wyborcze oceniać? Adam Bodnar zakwestionował status Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, argumentując, że to nie jest prawdziwy sąd w świetle europejskich wyroków. Prezes izby, Krzysztof Wiak, odrzucił te argumenty, dając sygnał, że nie będzie żadnych ustępstw.
Bodnar nie odpuszcza. Stawia twarde zarzuty Sądowi Najwyższemu
Adam Bodnar nie bawi się w dyplomację i wali prosto z mostu. Oskarżył Sąd Najwyższy o uniemożliwienie mu wglądu w akta, co nazwał "rażącym naruszeniem zasad". Mówiąc wprost: oskarżył sędziów o świadome złamanie prawa, bo jako Prokurator Generalny ma ustawowo zagwarantowany dostęp do akt sprawy.
Uważam, że procedura rozpatrzenia protestów wyborczych została zrealizowana w sposób fasadowy.
– stwierdził, nie zostawiając suchej nitki na działaniach sądu. Gdy Zbigniew Ziobro oskarżył go o planowanie „siłowego wejścia” do SN, Bodnar odpalił ripostę w programie "Gość Wydarzeń", kpiąc:
Myślę, że pan minister Ziobro ma jakąś taką wielką fantazję.
AKPA
Sąd Najwyższy nie pozostaje dłużny i oskarża Bodnara o kłamstwo
Odpowiedź Sądu Najwyższego była natychmiastowa i brutalnie szczera. W oficjalnym komunikacie nazwano zarzuty ministra wprost "nieprawdziwymi twierdzeniami". Sąd stwierdził, że wszystkie 214 wniosków prokuratorów rozpatrzono pozytywnie, a żądanie wglądu w 50 tysięcy protestów to próba destabilizacji pracy instytucji.
Do prawdziwej słownej szermierki doszło jednak na samej sali sądowej. Sędzia Maria Szczepaniec osobiście zaatakowała ministra, pytając, czy czuje się "neosenatorem", skoro jego wybór zatwierdziła ta sama izba. Bodnar nie dał się sprowokować i uciął temat.
Tego typu słowa, publicystyczne, nie powinny padać w tej sali.
– odpowiedział ostro, pokazując, jak głęboki jest ten spór prawny.
Polacy wyszli na ulice. Dwie Polski pod jednym sądem
Ten konflikt na szczycie przeniósł się prosto na ulice. Przed gmachem Sądu Najwyższego zaroiło się od zwolenników Karola Nawrockiego i PiS, którzy trzymali transparenty: "Bodnar rzeźnik praworządności". W tłumie krążył Antoni Macierewicz, który próbował zakrzyczeć drugą stronę, skandując: "Ruda wrona orła nie pokona". Po drugiej stronie policyjnego kordonu stał KOD i przeciwnicy PiS. Ich hasła były równie bezkompromisowe: "PiS-ia Izba kierowana przez sekciarzy z Ordo Iuris nie jest sądem" i "Liczmy wszystkie głosy". Z głośników co chwilę leciały wulgarne piosenki wymierzone we władzę.
Jedno jest pewne: niezależnie od tego, co ogłosi Sąd Najwyższy, ta wojna na szczytach władzy dopiero się rozkręca, a jej finał jest nie do przewidzenia.