To już pewne. Jedna z najbardziej kontrowersyjnych reform ostatnich lat, wprowadzana przez Przemysława Czarnkę, ostatecznie ląduje w koszu. Ministra edukacji Barbara Nowacka oficjalnie potwierdziła, że tzw. godziny czarnkowe znikną ze szkół już od 1 września 2025 roku. To symboliczny koniec zmian poprzedniego rządu i początek zupełnie nowego rozdziału w polskiej oświacie. Ale to dopiero początek. Na liście zmian jest też edukacja zdrowotna, obywatelska i rewolucja na lekcjach religii.
Koniec "godzin czarnkowych". Nowacka kasuje flagowy projekt poprzedników
Ten pomysł od samego początku był zmorą nauczycieli. Tak zwane godziny czarnkowe, czyli dodatkowa, obowiązkowa godzina konsultacji nauczycieli z uczniami i rodzicami, były solą w oku środowiska nauczycielskiego. Krytykowano je za bezsensowną biurokrację i dokładanie pracy za te same pieniądze.
Ministra Nowacka w "Porannej Rozmowie" na antenie RMF FM nie pozostawiła złudzeń. Flagowy projekt jej poprzednika, Przemysława Czarnka, zostaje definitywnie skasowany. Od 1 września 2025 roku ten obowiązek przestaje istnieć, co jest jasnym sygnałem, że reforma Czarnka jest anulowana krok po kroku. To decyzja, na którą czekało wielu nauczycieli, rodziców i uczniów. Przemysław Czarnek może powoli pakować swoje pomysły do kartonów.
Co w zamian? Te zmiany czekają uczniów już po wakacjach
Nowacka nie zamierza jednak tylko burzyć. Na gruzach pomysłów Czarnka powstaje zupełnie nowa szkoła. Oto co konkretnie się zmieni:
- Pojawi się nowy przedmiot – edukacja obywatelska, która ma kształtować świadomych i aktywnych obywateli.
- Do planu lekcji wejdzie także edukacja zdrowotna, koncentrująca się na zdrowiu psychicznym i fizycznym.
- Zmieni się podstawa programowa z wychowania fizycznego, by zajęcia były bardziej atrakcyjne i dostosowane do potrzeb uczniów.
- Lekcje religii mają być organizowane na pierwszej lub ostatniej godzinie lekcyjnej, co ułatwi życie uczniom nieuczęszczającym na te zajęcia.
- Szkoły dostaną zielone światło na zakaz używania telefonów. Barbara Nowacka podkreśla jednak, że nie będzie to odgórny nakaz.
Wprowadzamy przepisy, które wesprą szkoły, które chciałyby wydać zakaz używania smartfonów w szkole, natomiast moim zdaniem nie powinien być to zakaz odgórny wydany przez ministra, ale możliwość zakazu
– wyjaśniła ministerka w rozmowie z RMF24.
- Nauczyciele mogą liczyć na 3% podwyżki w 2026 roku – to niewielki, ale jednak sygnał w stronę przeciążonego środowiska.
Przy okazji ucięto spekulacje na temat długości lekcji. Pozostaną one 45-minutowe.
Nie będzie jednak krótszych lekcji, szkoła jest do nauki
– skwitowała krótko Barbara Nowacka.
instagram.com/barbaranowacka
To symboliczny cios w dziedzictwo PiS
Likwidacja "godzin czarnkowych" to znacznie więcej niż tylko zmiana w organizacji pracy szkoły. To gwóźdź do trumny edukacyjnego dziedzictwa PiS. Projekty Przemysława Czarnki były powszechnie odbierane jako próba centralizacji zarządzania oświatą i narzucenia szkołom jednej, słusznej ideologii.
Decyzja, którą ogłosiła ministra Nowacka, to jasne odcięcie się od tej polityki. To realizacja jednej z kluczowych obietnic wyborczych obecnej koalicji rządzącej, która zapowiadała "odczarnkowienie" polskiej szkoły. Dla wielu to dowód, że rząd dotrzymuje słowa i wprowadza realne zmiany w polskiej oświacie.
Choć w tle toczy się dyskusja o zbliżającej się rekonstrukcji rządu, a sama ministra tonuje nastroje, mówiąc, że "ministrem się bywa", to kierunek zmian wydaje się już nieodwracalny. Na pytanie o to, czy pozostanie na stanowisku, odpowiedziała z dystansem:
To jest decyzja premiera. Zobaczymy, kto będzie ministrem edukacji 1 września
Niezależnie od personaliów, pociąg ze zmianami już ruszył. Co ciekawe, prowadzi go ministra, która w sondażach popularności wypada... fatalnie.
Niska w sondażach, skuteczna w działaniu?
Jest w tym wszystkim pewien paradoks. Choć Barbara Nowacka z determinacją wprowadza jedne z najbardziej wyczekiwanych zmian w edukacji, to w rankingach popularności zajmuje... ostatnie miejsce. Według sondażu SW Research dla "Wprost", to właśnie ją Polacy wskazali jako najgorszą personę w rządzie, przyznając jej zaledwie 8,9% głosów.
To rodzi pytanie, czy wyborcy wolą ministrów, którzy brylują w mediach i cieszą się sympatią, czy tych, którzy w ciszy gabinetu, bez fajerwerków, po prostu robią swoje. Na odpowiedź przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale jedno jest pewne: w polskiej edukacji dzieje się więcej niż przez ostatnie lata.