"Myślałam, że czasy, gdy kobieta miała siedzieć cicho i spełniać każde życzenie męża, skończyły się na dobre. Jak się okazuje, niektórzy wciąż tkwią mentalnie w Średniowieczu. I to na serio, bo w zeszłą niedzielę, podczas mszy, ksiądz z ambony postanowił mnie 'oświecić', że moim głównym celem w życiu jest pokora wobec mężczyzn. Aż zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie cofnęłam się w czasie o jakieś 500 lat..."
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Msza w kościele czy na prelekcja o patriarchacie
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby akurat tego dnia pójść na mszę. Może sumienie, może to, że mama wspominała, jak dawno mnie nie widziała w ławce? W każdym razie, poszłam. Wszystko zapowiadało się zwyczajnie: dzieci biegające wokół ołtarza, starsze panie szepczące coś między sobą – taki klasyczny obrazek z niedzieli.
Ale potem zaczął się kazanie. Ksiądz, zamiast mówić o miłości bliźniego czy pomaganiu słabszym, postanowił wygłosić miniwykład o tym, jak to kobiety powinny być "pokorne wobec swoich mężów, bo taka jest ich rola w rodzinie". Wiecie, aż zamarłam. Spojrzałam na sąsiadkę z ławki obok, a ona tylko przewróciła oczami i szepnęła:
Nie pierwszy raz, on zawsze coś palnie.
Na ambonie jak w komedii z lat 80.
Nie powiem, zrobiło mi się gorąco. Serio, próbowałam się powstrzymać, ale nie wytrzymałam. Pomyślałam: "Okej, teraz to już przegięcie". Podniosłam rękę – jak w szkole, bo w końcu kultura musi być – i zapytałam, czy przypadkiem nie pomylił epok. Ksiądz oczywiście udawał, że mnie nie widzi, ale w kościele zrobiło się dziwnie cicho. No, może poza szmerem tłumionych śmiechów z końca sali.
Najlepsze było jednak to, co usłyszałam później od sąsiadki po wyjściu z kościoła.
Aga, ty to masz odwagę. Ale widzisz, on ciągle gada takie głupoty, a ludzie przytakują. Kiedyś powiedział, że kobieta powinna siedzieć w domu, bo kariera to wymysł feministek. Jakbyśmy dalej były w czasach, kiedy najwięcej do powiedzenia miały krasnoludki!
Mój mąż nie mógł przestać się śmiać
Kiedy wróciłam do domu i opowiedziałam wszystko mężowi, ten spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem.
Pokorna? Ty? A to dobre!
– powiedział. I wiecie co? Chyba w życiu nie słyszałam bardziej trafnego komentarza. Nie jestem ani pokorna, ani szczególnie cicha, i wcale nie zamierzam zmieniać się w kogoś, kto na każde słowo mężczyzny kiwa głową.
Mam wrażenie, że niektórym ludziom bardzo przeszkadza to, że kobiety wiedzą, czego chcą. Serio, dlaczego zamiast wspierać równość i partnerstwo, ktoś postanawia wygłaszać takie archaiczne hasła? Jakby to miało nas cofnąć do czasów, kiedy jedyną rzeczą, o jakiej kobieta mogła marzyć, było dobre pieczenie chleba.
Rady dla "nowoczesnych" księży
Drogi księże, jeśli to czytasz, to proszę, zostaw kobiety w spokoju i zajmij się mówieniem o tym, co naprawdę ważne. Miłość, szacunek, zrozumienie – o tym powinniśmy rozmawiać, a nie o tym, kto ma być "pokorny". I tak, zanim ktoś mnie oskarży, że "atakuję Kościół", to od razu mówię: nie, nie o to mi chodzi. Chodzi o zdrowy rozsądek i o to, żeby traktować ludzi z szacunkiem, bez względu na płeć.
Podsumowując: nie, nie zamierzam być pokorna wobec mojego męża. Ale za to zamierzam być szczera, zabawna i... kompletnie niezależna. A jeśli komuś to nie pasuje, to cóż, polecam może jakieś warsztaty z nowoczesnego myślenia.
Agnieszka