"Zanim Tomek mi się oświadczył, czułam, że nie do końca mamy taką samą wizję na wymarzony ślub i wesele. Szybko okazało się, że ja pragnę ekskluzywnych chwil niczym księżniczka, a jego cieszą dzikie tańce w remizie. Niestety nie mogłam też zaakceptować tego, że ciągle narzekał na koszty, więc postanowiłam odwołać całą ceremonię. Teraz szukam nowego wybranka, który będzie się chciał na ślubie poczuć jak książę na białym rumaku".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Marzyłam o wielkim i eleganckim weselu
Chciałabym się poczuć jak księżniczka w tym wyjątkowym dniu. Z mnóstwem świeżych kwiatów, pięknymi dekoracjami, kryształowymi kieliszkami, wspaniałym zamkiem w tle i mną, w sukni niczym księżniczka. Wizja ślubu towarzyszyła mi już od dzieciństwa, kiedy oglądałam filmy o pięknych pannach młodych, idących do ołtarza przy dźwiękach skrzypiec. Taka wizja żyła w mojej głowie przez całe lata, więc naturalnie chciałam, aby ten dzień był magiczny, wytworny i pełen klasy.
Tomek był cudownym facetem, troskliwym i czułym, a przy tym zabawnym i totalnie spontanicznym. Zakochałam się w nim po uszy i wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że nasze wyobrażenia o przyszłości mogą się nieco różnić. Jeszcze zanim Tomek mi się oświadczył, miałam delikatne przeczucie, że może nie do końca dzielimy te same marzenia, szczególnie jeśli chodzi o nasz ślub i wesele. Mimo to, żyłam w nadziei, że kiedy już nadejdzie ten moment, jakoś znajdziemy wspólny język.
Tomek miał inną wizję
Dla niego najważniejsze było, żeby wesele było proste, swojskie i przede wszystkim – taneczne. W jego oczach wesele to była wiejska potańcówka, najlepiej w remizie, z zespołem disco-polo i górą jedzenia, które można jeść do białego rana. Zupełnie inna bajka niż moja.
Początkowo próbowałam się dostosować. Myślałam sobie, że przecież to tylko jeden dzień, a miłość i to, co mamy między sobą, jest najważniejsze. Ale im dłużej o tym rozmawialiśmy, tym bardziej narastał we mnie niepokój. Tomek zaczął narzekać na koszty. Kiedy pokazywałam mu piękne zdjęcia miejsc, które sobie wymarzyłam, patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami i mówił coś w stylu: „A po co tak wydziwiać?” albo „Nie lepiej to zrobić po prostu u nas na wsi?” I wtedy dotarło do mnie, że może ta różnica w naszych marzeniach jest większa, niż sądziłam.
Z każdą kolejną rozmową o ślubie rosło we mnie przekonanie, że nie możemy znaleźć wspólnego języka. Tomek uparcie trzymał się swojego, a ja czułam, że tracę swoją wizję tego dnia, o którym marzyłam od lat.
Zdecydowałam. Odwołałam nasz ślub. Może trochę, bo Tomka kochałam. Ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogłabym zrezygnować z siebie, z tego, czego pragnęłam, dla świętego spokoju. Teraz szukam nowego wybranka, który będzie się chciał poczuć na swoim ślubie jak książę na białym rumaku, a nie jak chłopak z wiejskiej zabawy. Może to brzmi trochę egoistycznie, ale czasami trzeba postawić na swoje marzenia, zamiast próbować je zmienić dla kogoś, kto nie rozumie ich w pełni.
Hania