Znana aktorka Agnieszka Warchulska przeżyła chwile grozy na warszawskim Wilanowie. To, co miało być zwykłym wieczornym biegiem, zamieniło się w koszmar, gdy stała się celem brutalnego ataku grupy nastolatków. W jej kierunku poleciały nie tylko jajka, ale i kamienie, a wstrząsająca relacja gwiazdy mrozi krew w żyłach.
Koszmar na warszawskim Wilanowie. Aktorka wyszła tylko pobiegać
Zwykły piątkowy wieczór 25 października 2025 roku, godzina zbliżała się do 20:00. Agnieszka Warchulska wyszła pobiegać w swojej dzielnicy, na warszawskim Wilanowie. Trasa wzdłuż ulicy Vogla miała być chwilą relaksu i odprężenia po całym dniu pracy.
Agnieszka Warchulska to ceniona aktorka, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej, znana widzom z ról w kultowych filmach, takich jak "Dług" Krzysztofa Krauzego, oraz popularnych seriali, w tym "Na dobre i na złe", "M jak miłość" czy "Barwy szczęścia". Nikt nie mógł przypuszczać, że to właśnie ona stanie się celem bezmyślnej agresji.
Jak na ironię, tego wieczoru aktorka celowo zmieniła trasę biegu. Jak sama przyznała, do tej pory jej jedynym zmartwieniem podczas wieczornych przebieżek były dziki, przed którymi chroniła się za pomocą gwizdka. Nie spodziewała się, że prawdziwe niebezpieczeństwo przyjdzie ze strony ludzi.
Do tej pory wydawało mi się, że moja dzielnica jest na tyle bezpieczna, że biegałam nad Wisłą o godz. 21 i ewentualnie bałam się dzików. (...) Teraz czuję się mniej komfortowo.
Nagle z ciemności wyłoniła się grupa nastolatków na rowerach i hulajnogach. To właśnie oni stali się sprawcami bezsensownego aktu agresji. Agnieszka Warchulska stała się ich celem. W jednej chwili została obrzucona gradem kamieni i jajek.
Zostałam przed chwilą obrzucona z całej siły kamieniami i jajkami przez nastolatków przejeżdżających na hulajnogach i rowerach.
Zszokowana aktorka nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jej pierwszą reakcją było niedowierzanie i poczucie absolutnego absurdu sytuacji, która nie powinna mieć miejsca w cywilizowanym świecie, a już na pewno nie w spokojnej, uchodzącej za bezpieczną dzielnicy.
Nie pojmuję, co się dzieje z tym światem, ale on nie idzie w dobrym kierunku. Nigdy nie przypuszczałam, że będę się musiała pilnować i bać przejeżdżających w jakiejś przyzwoitej godzinie w dzielnicy dzieciaków na rowerach i hulajnogach.
"Jeden z kamieni przeleciał koło mojej głowy". Wstrząsające kulisy napaści
Atak mógł skończyć się tragicznie. Chuligański wybryk w mgnieniu oka przerodził się w realne zagrożenie dla zdrowia i życia aktorki. Jak relacjonuje Agnieszka Warchulska, od tragedii dzieliły ją centymetry.
Jeden z tych kamieni przeleciał koło mojej głowy.
Na agresji fizycznej się jednak nie skończyło. Napastnicy, przejeżdżając obok, rzucali w jej stronę nie tylko przedmiotami, ale i obrzydliwymi, wulgarnymi obelgami. Słowa, które usłyszała, były równie bolesne co sam atak.
Usłyszałam jeszcze: "Zdechnij s**o" i "J***ć ją".
Aktorka zwróciła uwagę na jeden, niezwykle istotny szczegół. Sprzęt, na którym poruszali się młodzi chuligani, świadczył o ich zamożności. To nie była przypadkowa grupa z marginesu społecznego, co czyni całe zdarzenie jeszcze bardziej przerażającym.
To były prywatne hulajnogi, takie "podkręcone", więc to były dzieciaki z tzw. bogatych, dobrych domów. Rowery też były z wyższej półki…
Bezpośrednio po zdarzeniu Warchulska była kompletnie roztrzęsiona. Chociaż fizycznie nie odniosła poważnych obrażeń, psychiczne skutki napaści były druzgocące. Jak sama podkreśliła, nie chodziło o brudne ubranie, ale o sam gest niewyobrażalnej nienawiści.
Jestem wstrząśnięta. (...) Ja już wieczór mam schrzaniony. Jestem cała w jajkach, ale to nie o te jajka chodzi, ale o gest.
AKPA
Co dalej ze sprawą? Aktorka rozważa zgłoszenie na policję, ale ma obawy
Po nagłośnieniu sprawy w mediach społecznościowych, wielu internautów radziło aktorce, by niezwłocznie zgłosiła atak na policję. Sama Warchulska przyznaje jednak, że ma poważne obawy, czy takie działanie przyniesie jakikolwiek skutek.
W rozmowie z mediami przyznała, że brak monitoringu i ciemność panująca na miejscu zdarzenia mogą uniemożliwić zidentyfikowanie sprawców.
Zastanawiam się, co z tym zrobić. Obawiam się, że nic z tego nie wyniknie, bo tam nie ma monitoringu. Nikogo nie rozpoznam, nie jestem w stanie nic więcej powiedzieć. Mogę to tylko zgłosić, bo z tego, co ludzie w komentarzach opisywali, sytuacje tego typu już się zdarzały.
Aktorka podkreśliła również, że nie uważa, aby atak był wymierzony w nią personalnie, ze względu na jej rozpoznawalność. Jej zdaniem padła ofiarą losowej, bezmyślnej agresji, która mogła spotkać każdego przechodnia.
Nie róbmy z tego jakiejś mitologii, że jestem jakimś obiektem. Nic takiego nie miałam na myśli. Chodziło mi o wyrażenie oburzenia i konstatacji tego, co się wydarzyło. To mogło spotkać każdego, kto tam był.
instagram.com/przemyslaw.sadowski
"Nie wiem, gdzie popełniliśmy błąd". Gorzkie słowa o "bezinteresownej nienawiści"
W swojej emocjonalnej relacji aktorka próbowała zrozumieć motywy sprawców. Doszła do wniosku, że za atakiem nie stało nic poza czystą, niczym nieuzasadnioną złością i chęcią wyrządzenia komuś krzywdy.
W jej słowach wybrzmiewa gorzka refleksja nad kondycją współczesnego społeczeństwa i zanikiem podstawowych wartości, takich jak empatia i szacunek do drugiego człowieka.
Zawsze się mówiło o bezinteresownej dobroci, a to jest taka bezinteresowna nienawiść.
Najbardziej szokujący w całej tej historii jest fakt, że atak prawdopodobnie był zaplanowany. Młodzi ludzie nie znaleźli kamieni i jajek przypadkowo na chodniku. To oznacza, że wyszli z domów z zamiarem zaatakowania kogokolwiek, kto stanie na ich drodze.
To nawet nie jest pomalowanie sprayem przystanku, to nie jest wandalizm. Te dzieci po prostu jechały z kamieniami i jajkami przygotowane na to, że będą nimi rzucać w ludzi.
Relacja Agnieszki Warchulskiej kończy się dramatycznym pytaniem, które pozostaje bez odpowiedzi. Pytaniem, które każdy z nas powinien sobie zadać, patrząc na eskalację bezsensownej agresji na naszych ulicach.
Nie wiem, gdzie jako społeczeństwo popełniliśmy błąd…