To już dziś! Koniec z przestawianiem zegarków w Polsce?

To już dziś! Koniec z przestawianiem zegarków w Polsce?

To już dziś! Koniec z przestawianiem zegarków w Polsce?

instagram.com/donaldtusk

W nocy z soboty na niedzielę, z 25 na 26 października 2025 roku, miliony Polaków znów przeżyją ten sam, coroczny absurd. Wskazówki zegarków cofną się z godziny 3:00 na 2:00, a my wrócimy do czasu zimowego, zyskując dodatkową godzinę snu i tracąc bezcenne minuty światła po południu. Dla większości z nas to rytuał równie sensowny, co szukanie logiki w polskiej polityce – czyli żaden. Sondaże są bezlitosne: aż 68,5% Polaków ma już dość tej zabawy w przesuwanie czasu.

Reklama

Jednak tym razem miarka się przebrała. Zarówno w Warszawie, jak i w Brukseli, politycy w końcu usłyszeli głos rozsądku i wrócili do stołu, by zakończyć ten absurd. Koniec zmiany czasu jest bliżej niż kiedykolwiek, a politycy prześcigają się w obietnicach, że to już naprawdę ostatni raz. Pytanie tylko, czy za tymi deklaracjami kryje się realny plan, czy jedynie kolejna próba przypodobania się wyborcom.

Polska może się wyłamać? Prawnicy i eksperci ostrzegają przed paraliżem

Pomysłów na jednostronne pożegnanie z przestawianiem zegarków nie brakuje. Od lat w Sejmie leży projekt PSL zmiana czasu, który zakłada wprowadzenie w Polsce czasu letniego przez cały rok. Problem w tym, że Polska nie jest samotną wyspą. Jesteśmy związani unijną dyrektywą 2000/84/WE, a samowolne wyjście z systemu oznaczałoby naruszenie unijnego prawa, a co za tym idzie – ryzyko kar finansowych i, co gorsza, totalnego paraliżu.

Eksperci ostrzegają, że taki ruch wywołałby chaos na kolei, gdzie pociągi międzynarodowe musiałyby stawać na granicy na godzinę. Podobny bałagan czekałby branżę lotniczą i systemy bankowe, które co pół roku i tak przechodzą kosztowne modernizacje. Co ciekawe, sejmowi prawnicy sami nie są zgodni. Jedna opinia mówi, że możemy działać sami, inna – że to absolutnie wykluczone. Jak stwierdził minister Krzysztof Paszyk, cała sytuacja to "klasyczny przykład odklejenia urzędników i eurokratów brukselskich od tego, czego oczekiwaliby mieszkańcy Unii Europejskiej".

Skąd ten prawniczy bałagan? Jak się okazuje, całe zamieszanie może wynikać z... kompromitującego błędu w tłumaczeniu unijnej dyrektywy na język polski. Na ten absurd już w 2017 roku zwracał uwagę rząd Beaty Szydło, ale jak widać, przez lata nikt nie potrafił tego bałaganu posprzątać. Efekt? Dziś nikt nie jest pewien, czy walcząc o normalność, nie narazimy się na unijne kary.

Koniec z niewyspaniem i zawałami? Co zyskamy, a co możemy stracić

Argumenty za likwidacją zmiany czasu są miażdżące. Ten archaiczny zwyczaj, wprowadzony ponad sto lat temu w Niemczech w celu oszczędzania energii, dziś przynosi więcej szkód niż pożytku. Jak wynika z unijnych wyliczeń, oszczędności są marginalne i wynoszą zaledwie 0,1-0,2 proc. rocznej konsumpcji energii. Za to lista negatywnych skutków zmiany czasu jest długa i przerażająca.

Funkcje naszego organizmu, takie jak sen, czuwanie, trawienie, temperatura ciała czy nawet nastrój, są regulowane przez nasz zegar biologiczny. Jego działanie jest ściśle związane z dostępnością światła i ciemnością. Zmiana czasu zakłóca ten rytm poprzez manipulację światłem.

– tłumaczy prof. Marta Jackowska, psycholożka zdrowia z Uniwersytetu SWPS.

To nie tylko kwestia gorszego nastroju i niewyspania. Jak dodaje ekspertka, badania są jednoznaczne: "w noc zmiany czasu rośnie ryzyko śmiertelnych wypadków drogowych", a tuż po przejściu na czas letni notuje się więcej zawałów serca i wypadków w pracy. To anachronizm, który szkodzi zdrowiu i gospodarce, generując koszty i obniżając naszą produktywność.

Idealnie podsumowuje to europoseł Sean Kelly: "Wszystkie dowody wskazują na to, że to jest nonsens. To jest złe dla ludzi i dla zwierząt".

Wojna o czas: Ciemne poranki czy mroczne popołudnia? Polska przed dramatycznym wyborem

Jednak nawet jeśli politycy wreszcie się dogadają, czeka nas prawdziwa wojna o czas, która rozegra się w naszych domach. To dramatyczny wybór, przed którym staniemy wszyscy: wolisz wstawać do pracy w kompletnych ciemnościach, ale cieszyć się słońcem do późnego popołudnia? A może wolisz jasny poranek kosztem dnia, który kończy się, zanim na dobre zdążysz wyjść z biura?

Co to oznacza w praktyce? Dłuższe i jaśniejsze popołudnia przez cały rok, więcej czasu na aktywność na świeżym powietrzu po pracy. Brzmi pięknie, ale jest też druga strona medalu. Zimą słońce wschodziłoby dopiero po godzinie 8:30, a w niektórych regionach Polski nawet bliżej 9:00. Oznacza to wstawanie, szykowanie dzieci do szkoły i jazdę do pracy w kompletnych ciemnościach. Alternatywą jest czas zimowy – jaśniejsze poranki, ale za to mrok zapadający już po godzinie 15:00. Wybór, który wpłynie na codzienne życie każdego z nas, nie jest więc wcale taki prosty.

AKPA; Wiki Commons; canva.com

Politycy obiecują od lat. Dlaczego sprawa utknęła w martwym punkcie?

Historia walki ze zmianą czasu to opowieść o wielkich nadziejach i jeszcze większych rozczarowaniach. W 2018 roku były szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker grzmiał, że likwidacja zmiany czasu "jest przesądzona", po tym jak w gigantycznych konsultacjach społecznych aż 84% Europejczyków opowiedziało się za jej końcem. Ostatnia zmiana miała nastąpić w 2021 roku, ale na drodze stanął brak porozumienia między krajami, a potem pandemia i brexit.

Na czym polega problem? Zdaniem Marka Sawickiego z PSL to "zwyczajne lenistwo i niechęć czołowych polityków państw Unii Europejskiej, by odpowiedzieć na potrzeby europejskiego społeczeństwa".

Dziś polscy politycy, z ministrem Krzysztofem Paszykiem na czele, zapowiadają, że wykorzystają naszą prezydencję w Radzie UE, by "przerwać niemoc w tej sprawie". Wtóruje mu europoseł PiS Bogdan Rzońca: "są argumenty medyczne, przemysłowe, gospodarcze i bankowe, żeby nie wprowadzać zmiany czasu. Więc na co my czekamy? Jest akurat w tej sprawie pełna zgoda, więc do dzieła".

Wygląda na to, że tej nocy po raz kolejny weźmiemy udział w tym absurdalnym spektaklu. Ale czy ostatni? Jak szacuje europoseł Sean Kelly, jeśli wszystko pójdzie dobrze, rozwiązanie możemy mieć "albo wiosną przyszłego roku, albo o tej porze w przyszłym roku". Pytanie tylko, czy europejskim liderom wystarczy odwagi, by w końcu posłuchać swoich obywateli.

Cała Polska wysyłała na niego SMS-y. Tańczył n***any, partnerka błagała go na kolanach.
Źródło: AKPA
Reklama
Reklama