"Mikołajki to dla mojego 6-letniego syna zawsze jeden z najradośniejszych dni w roku. Od kilku tygodni mówił o listach do Mikołaja, prezentach i grzeczności, bo przecież 'Mikołaj wszystko widzi'. Niestety, w tym roku wszystko poszło nie tak. Mąż jednym nieprzemyślanym zdaniem powiedział prawdę o Mikołaju, niszcząc cały urok tego magicznego czasu. Serce mi pękało, gdy widziałam rozczarowanie w oczach mojego dziecka".
Publikujemy list naszej czytelniczki. Tekst został zredagowany przez Styl.fm. Czekamy na historie pod adresem: [email protected]. Wybrane teksty opublikujemy. Zastrzegamy sobie prawo do redakcji tekstu.
Syn wierzył w magię, która trzymała go w ekscytacji
Od kilku tygodni żyliśmy Mikołajkami. Adaś, mój 6-letni syn, codziennie pytał, czy na pewno był grzeczny i czy Mikołaj przyniesie mu wymarzony zestaw klocków. To było urocze – ten błysk w jego oczach, kiedy mówił o reniferach, saniach i liście prezentów. Codziennie dopytywał, czy może napisać kolejną kartkę do Mikołaja, żeby na pewno nie zapomniał o jego życzeniach.
Zawsze uwielbiałam tę dziecięcą wiarę w magię Świąt. To przypomina mi moje własne dzieciństwo, kiedy Święta były nie tylko czasem rodzinnym, ale też pełnym tajemnicy i wyczekiwania. Chciałam, żeby Adaś jak najdłużej wierzył w te historie, bo przecież na dorosłość i trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość będzie miał całe życie.
Mąż jednym zdaniem zniszczył tę radość
Nie wiem, co mu przyszło do głowy. Siedzieliśmy przy kolacji, gdy Adaś zaczął opowiadać, jak w nocy nasłuchiwał dzwonków reniferów. Był tak podekscytowany, że aż się zarumienił. I nagle mój mąż, Robert, wypalił:
Adaś, wiesz, że Mikołaj tak naprawdę nie istnieje, prawda? To my, rodzice, kupujemy prezenty.
Siedziałam osłupiała. Syn momentalnie zamilkł, a jego twarz wyrażała totalne niedowierzanie.
Ale… jak to? Przecież Mikołaj zawsze przynosił mi prezenty
– powiedział cichym głosem. Robert, widząc moją minę, próbował coś tłumaczyć, że "dzieci w jego wieku powinny już wiedzieć, jak to działa". Ale co to za argument? Przecież to jeszcze dziecko!
Niepotrzebny pośpiech zabrał nam magię
Reszta wieczoru to było gaszenie pożaru. Tłumaczyłam Adasiowi, że Mikołaj istnieje "w sercach ludzi" i że może nie przynosi prezentów osobiście, ale duch Świąt jest prawdziwy. Nie wiem, na ile mnie zrozumiał. Patrzył na mnie z ogromnym smutkiem w oczach, a potem schował się w swoim pokoju i nie chciał nikogo widzieć.
Robert próbował się bronić, mówiąc, że nie chciał zrobić niczego złego, że "to tylko Mikołaj" i że dziecko "musi w końcu poznać prawdę". Ale czy musiał zrobić to teraz? Adaś jest jeszcze mały, miał prawo wierzyć w magię, w sanie i renifery. Zostało mu zaledwie kilka takich Świąt, kiedy może cieszyć się dziecięcą wiarą.
Cała ta sytuacja nauczyła mnie jednego – dorośli czasem za szybko chcą przyspieszać pewne rzeczy. Robert w dobrej wierze postanowił "uświadomić" naszego syna, ale zupełnie nie wziął pod uwagę, że w tym wieku to właśnie wiara w bajki i magię buduje wyjątkowość Świąt.
Dla mnie Mikołaj to nie tylko postać w czerwonym stroju. To symbol, coś, co sprawia, że dziecięce oczy rozświetlają się radością. To tradycja, którą podtrzymujemy, by pokazać, że w życiu jest miejsce na trochę magii i ciepła. Adaś w jednej chwili stracił coś bardzo cennego – tę naiwną wiarę, która jest naturalną częścią dzieciństwa.
Robert myślał, że robi dobrze, a tak naprawdę odebrał Adasiowi coś, czego już nie da się odzyskać – dziecięcą magię Świąt.
Marlena